Po pełnym wrażeń pobycie w Singapurze, wracam z powrotem do Kuala Lumpur. W stolicy Malezji jest jeszcze wiele ciekawych miejsc do odkrycia. Jednym z nich jest Little India. Dzielnica znajduje się tuż przy dworcu kolejowym. Jak sama nazwa wskazuje to dzielnica indyjska. Znowu podczas tej podóży czuję się jakbym przeniósł się na ulice Delhi czy Bombaju. Ostry zapach curry. Ze sklepów rozbrzmiewa głośna indyjska muzyka.
Na ulicy hindusi w barwnych strojach. Turyśći z Europy, czy Ameryki raczej tutaj się nie zapuszczają. Czuję na sobie spojrzenia miejscowych. Hindusi, stanowiący około 7% ogółu ludności, w Malezji w zdecydowanej większości należą do najbiedniejszej warstwy społecznej.
Hinduskie i indonezyjskie dzielnice uchodzą też za najbardziej niebezpieczne. W Little India czuję się jednak bezpiecznie i swobodnie. Spaceruję przyglądając się codziennemu życiu mieszkańców.
Po kilku godzinach znowu spotykam się z moim gospodarzem - Desmondem. Jedziemy do największej świątyni buddyjskiej w Kuala Lumpur. To miejsce kultu przede wszystkim dla około 25% społeczności malezyjskich Chińczyków (do nich też należy Desmond). Pierwszy raz w życiu jestem w tego typu świątyni. Jest niesamowicie ozdobna. Setki lampionów, figur smoków, zapach kadzideł...
Późnym wieczorem wybieramy się na słynny targ Petaling. Tutaj królują podróbki znanych światowych luksusowych marek. Można kupić niemal wszystko. Od portfeli Louis Vuitton, przez koszulki Polo i Lacoste, po buty Pumy. Wszystko po kilka dolarów... Mnie nic nie skusiło ;) Głodni ruszamy na obiad. Desmond prowadzi mnie do kolejnego "kultowego" miejsca w Kuala Lumpur!
Lokal wyglądem niczym się nie odróżnia od większości typowych azjatyckich ulicznych barów. Jest niezwykle ceniony wśród miejscowych, a to najlepsza rekomendacja! Nazw dań już nie pamiętam. To dwie niezwykle aromatyczne zupy z wieloma różnymi dodatkami. Jak zwykle w Malezji - niebo w gębie! Malezyjczycy są bardzo dumnie ze swojej kuchni. Chwalą się, że Malezja to food heaven - "jedzeniowy raj". Zdecydowanie się z takim określeniem zgadzam! :) Tak kończy się kolejny dzień w Kuala Lumpur. Na następny dzień planujemy dalszą wycieczkę. Samochodem jedziemy aż do Malakki. To historyczne miasto położone nad cieśniną Malakka (oddzielającą ocean Indyjski od Spokojnego), około 160 km na południowy wschód od Kuala Lumpur. Dojazd samochodem dzięki bardzo dobremu systemowi autostrad zajmuje nam niecałe dwie godziny.
Malakka kiedyś należała do Portugalczyków, potem do Holendrów, Brytyjczyków, Japończyków... W mieście widać wyraźne wpływy Europejczyków.
Największe atrakcje to założony przez Portugalczyków fort Famosa, charakterystyczny czerwony ratusz (Stadthuys) i kościół (Christ Church) oraz ulica Jonker Street słynąca ze wspaniałej kuchni, sklepów z antykami, pamiątkami itp.
Na początek Desmond prowadzi do knajpki znanej ze świetnej zupy rybnej z makaronem Assam Laksa. Potrawa uznawana w Malezji za średnio ostrą mi sprawia spore trudności. Kończę z kaszlem i łzami w oczach. Smaki? Co tu dużo mówić - rewelacyjne! Cena za całe danie - 4 PLN. Na deser typowe malezyjskie lody. Podstawowa różnica w porównaniu z tymi zachodnimi - lody robione są tylko z wody.
Jest to zmielony lód z różnymi polewami i dodatkami. Niodzowny element - czerwona fasola! Hmmm jakoś nie mogę się do tego przekonać. Do tego coś w rodzaju zielonej słodkawej galaretki. Polewa z lokalnego brązowego cukru i mleka kokosowego. Przyznaję się, wolę europejską wersję ;).
Popołudnie i wieczór w Malakce spędzamy na spacerze i rozmowach ze znajomymi Desmonda. Mam ogromne szczęście, że podczas mojego pobytu w Malezji mam okazję spotkać tylu miejscowych! Dzięki nim poznaję prawdziwą Malezję, prawdziwych ludzi, prawdziwe, nie pozowane dla turystów zwyczaje i kulturę. Dobre humory mącą tragiczne informacje płynące z Japonii. Fala tsunami po zniszczeniu tamtejszych wybrzeży teraz zmierza w stronę niedawno odwiedzonych przeze mnie Hawajów i Australii... Malezja jest bezpieczna. Trzymamy kciuki za Japończyków!
Wieczorem po ulicach Malakki przemierzają charakterystyczne oświetlone kolorowymi lampkami, zdobione mnóstwem kwiatów riksze. Z powrotem do Kuala Lumpur docieramy około drugiej w nocy.
komentarze
- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres