Uwielbiam to uczucie. Obudzić się w zupełnie nowym kraju, w zupełnie nowym mieście, w zupełnie nowej kulturze. Jesteśmy w Tajpej na Tajwanie! Traf chciał, że nasz hostel znajduje się w Ximen - chyba najbardziej ruchliwej części miasta. Gdy dotarliśmy tu wczoraj w nocy, ulice były puste. Jakże inaczej okolica wygląda dziś rano! Od razu wpadamy rzekę ludzi płynącą ulicami centrum Tajpej.
Od razu daje się we znaki bariera językowa. Trzeba się nieźle natrudzić, żeby na przykład znaleźć i zamówić coś do jedzenia. Na szczęście na pomoc czasem przychodzą zdjęcia potraw. Zamawiamy śniadaniowe dania podawane w małych drewnianych pudełkach. Wszystko bardzo nam smakuje. Tajwan kulinarnie zapowiada się bardzo obiecująco :)
Dzielnica Ximen robi wrażenie. Główne skrzyżowanie przypomina wręcz londyński Picadilly Circus albo nawet nowojorski Time Square.
Wśród ruchliwych ulic pełnych sklepów i barów można znaleźć oazy spokoju - świątynie.
Nasz kolejny cel to Taipei 101 - jeszcze niedawno najwyższy wieżowiec na świecie. Ostatnio zdetronizowany przez Burj Khalifa w Dubaju. Z Ximen to około 7-8 stacji metra. Kolej podziemna w stolicy Tajwanu jest bardzo wygodna. Cena biletów uzależniona jest od dystansu jaki pokonujemy. To zwykle około 20-25 dolarów, czyli 1,8 - 2,3 PLN. Na początkowej stacji w specjalnym automacie kupujemy żeton, który otwiera nam bramkę. Ten sam żeton otworzy nam bramkę na stacji końcowej. Wysiadamy na Syn-yat-sen Memorial Hall Station. Mijamy budynek-muzeum "Sun-yat-sena" i po raz pierwszy ukazuje się przed nami majestatyczny Taipei 101.
Budynek nawiązuje raczej do tradycyjnych dalekowschodnich wzorców architektury. Już z daleka robi duże wrażenie. Zdecydowanie wyróżnia się w krajobrazie tej części miasta. Wokół nie ma innych nawet dwa razy niższych wieżowców. Podchodzimy coraz bliżej. Wokół mnóstwo turystów. Na dole wieżowca znajduje się centrum handlowe. Wokół autobusy zorganizowanych grup turystycznych. Obchodzimy dookoła tego ponad 500-metrowego kolosa.
We znaki daje się dużo niższa temperatura niż na Filipinach., Jest około 16 stopni i mocno wieje. Kierujemy się w stronę stacji metra. Okolica Taipei 101 to przede wszystkim centra handlowe. Wszędzie tłumy ludzi. Łapiemy metro z powrotem do centrum. Tym razem wysiadamy przy głównym dworcu autobusowym. Jeszcze dzisiaj wieczorem chcemy dostać się do Taichungu - trzeciego największego miasta na Tajwanie położonego w centralno-zachodniej części wyspy. Skąd ten pomysł? W Taichungu czeka na nas mój znajomy - Wilson, który przez kolejne dni będzie naszym przewodnikiem po Tajwanie. Za bilety ( ponad 2 godziny jazdy) płacimy tylko 120 dolarów (około 11 PLN). Do odjazdu mamy jeszcze około godzinę, tak więc idziemy na jeszcze jeden spacer po mieście. Jest zima, więc słońce zachodzi bardzo wcześnie. Duże dalekowschodnie miasta mają swój specyficzny klimat. Mi zawsze na myśl przychodzi Tokio pokazane w filmie "Lost in Translation". Centrum Tajpej ma sporo z tego klimatu. Szerokie, hałaśliwe, pełne neonów ulice, estakady-przelotówki przez centrum miasta, głośne dźwiękowe reklamy...
Wracamy na dworzec. Nasz autobus odjeżdża z peronu na 4 piętrze. Sam dworzec wygląda jak gigantyczny miejski parking piętrowy. Autobus przerasta nasze najśmielsze oczekiwania! Mimo, że kupiliśmy najtańsze dostępne bilety, siedzenia wyglądają jakby były wyjęte z pierwszej klasy jakiejś luksusowej linii lotniczej. Przy jednym oknie jest jeden rząd siedzeń, przy drugim dwa. Oparcie rozkładają się prawie do poziomu. Przed każdym siedzeniem jest ciekłokrystaliczny ekran z wyborem kanałów telewizyjnych.
Podróż przebiega naprawdę przyjemnie. Aż nie chce nam się wysiadać. Po około dwóch godzinach docieramy do Taichungu. Kolejne wielkie, prawie 3 milionowe miasto. Na dworcu autobusowym czeka na nas Wilson. Nie widzieliśmy się od prawie 3 lat. Zwiedzanie dalekiego wschodu z miejscowym to zupełnie inna jakość, niż zwiedzanie samemu. Dzięki Wilsonowi będziemy wiedzieć co jemy, gdzie wchodzimy, o co nas pytają itd.
Wilson na ten dzień wypożyczył dla nas samochód. Będzie nam dużo wygodniej poruszać się po mieście. Na początek jedziemy do samego centrum coś zjeść. Trafiamy do knajpy z daniami barbecue. Tajwańczycy uwielbiają grillowane mięsa, ryby, owoce morza, warzywa... Wszystko jest świetnie przyprawione i smakuje rewelacyjnie! Po późnym obiedzie czeka nas jeszcze jedna atrakcja tego dnia. Wjeżdżamy na najwyższe piętro najwyższego wieżowca w Taichungu. Mamy taką okazję, ponieważ to właśnie w tym budynku mieści się hotel, w którym pracuje nasz tajwański kolega. Widoki są niesamowite. Znów na myśl przychodzą sceny z Tokio z "Lost in Translation"... Tę noc spędzimy ugoszczeni przez Wilsona w Taichungu. Już jutro ruszamy w dalszą drogę na południe do Tainan i Kaohsiung!
komentarze
- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres