11 listopada na całym świecie zakończyło się głosowanie na siedem nowych cudów świata natury. Wśród siedmiu zwycięzców znalazła sie podziemna rzeka Puerto Princesa na wyspie Palawan! Takie wyróżnienie musi coś znaczyć. Korzystamy więc z okazji, że jesteśmy tak blisko i ruszamy na północny wschód od Puerto Princesa w stronę Sabang - bazy wypadowej do cudu na Palawanie :)
(niestety nadal z powodu awarii karty do aparatu brakuje sporo zdjęć)
Z Puerto Princesa jest kilka autobusów dzienjie do Sabang. Jeszcze wiecej prywatnych vanów i jeepneyów. Na "terminal autobusowy" położony kawałek za miastem zza grosze dojeżdżamy tricyklami. Po drodze mamy okazję podejrzeć codzienne życie jak sią okazuje wcale nie małego Puerto Princesa. Docieramy trochę spóźnieni po planowanym odjeździe naszego transportu. Na szczęście autobus jeszcze stoi. Pasażerowie ładują swoje pakunki na dach i na tylni bagażnik. W środku tłok. Kierowca mówi, że "no problem", jeszcze 4 osoby się zmieszczą. Ładujemy bagaże na dach i zajmujemy miejsca. Autobus wypełniony jest miejscowymi. Od razu zauważamy że w autobusie jest mnóstwo małych dzieci. Widzimy matki z 2-3 miesięcznymi niemowlętami pod pachą nie przejmujące się warunkami 3-godzinnej podróży w zatłoczonym autobusie bez okien. Oprócz nas grupa 3-4 młodych turystów z Europy. W końcu ruszamy. Autobus co chwila się zatrzymuje by doładować jeszcze więcej bagażu. Od pewnego momentu jadą z nami również kury gdaczące gdzieś pod siedzeniami. Autobus jedzie przez interior Palawanu. Podziwiamy prawdziwe wioski tubylców. Nic nie jest na pokaz, tak właśnie żyją tu miejscowi. Proste chatki sklecone z bambusa, poletka uprawne, dżungla... Co chwila ktoś wsiada, ktoś wysiada. Jest gorąco i wilgotno. W takim klimacie podróż bardzo się dłuży. W końcu docieramy do Sabang - niewielkiej miejscowości na wybrzeżu oceanu, słynącej z pięknej plaży, ośrodków dla turystów no i pobliskiej niesamowitej podziemnej rzeki.
Zaraz po wyjściu z autobusu podchodzi do nas miejscowy (licencjonowany) przewodnik "tourist information" i proponuje nam różne opcje noclegów. Na początku jesteśmy sceptyczni, ale szybko okazuje się, że to bezinteresowna pomoc. Trafiamy "ośrodka" bungalowów tuż przy samej plaży położonego na samych obrzeżach Sabang.
Domki w klasycznym "egzotycznym" stylu. Nad nami palmy kokosowe, a przed nami plaża z pięknym turkusowym morzem :). Plan na dzisiejsze popołudnie - kąpiel w ciepłym morzu, obiad i odpoczynek. W końcu trafiamy na dobre filipińskie jedzenie! Zamawiamy dania z kurczaka i wieprzowiny. Wszystko bardzo fajnie przyprawione. Do tego orzeźwiający sok z miejscowych cytrusów calamansi. Już o 18:00 robi się ciemno. W końcu mamy możliwość odpoczynku po tygodniu bardzo intensywnej podróży.
Następnego dnia rano wyruszamy w kierunku podziemnej rzeki. Wybieramy szlak przez dżunglę. Inna opcja (z kórej korzysta zdecydowana większość turystów) to 15 minutowa przeprawa drogą morską łódką motorową z Sabang. My jednak chcemy jednak "od środka" poznać miejscową przyrodę i wybieramy drogę przez las tropikalny. Już na samym początku szlaku na naszej drodze stają małe małpy - makaki. Natykamy się również na ponad metrowego jaszczura (warana).
Przejście szlaku przez dżunglę zajmuje około 2 godzin. W końcu docieramy do ujścia do morza podziemnej rzeki. Sporo turystów. Za wstęp do parku narodowego jeszcze w Sabang płacimy po 200 pesos (około 15 PLN). W cenę wliczona jest wycieczka łódką wgłąb rzeki (jaskini). Na naszą kolej czekamy około pół godziny. W końcu ruszamy poznać jeden z siedmiu nowych cudów świata natury.
Rzeka rzeczywiście robi ogromne wrażenie. Osoba płynąca na przedzie łodzi operuje reflektorem. Z tyłu siedzi przewodnik, który steruje łodzią. Na bieżąco jesteśmy informowani o mijanych formacjach skalnych i innych informacjach dotyczących jaskini. W niektórych miejscach wydrążony w skale korytarz osiąga 40-60 metrów wysokości. Przejazd łodzią w obie strony trwa około pół godziny. Jesteśmy jedną z ostatnich grup. Wychodzimy na plażę, by złapać łódź do Sabang. Okazuje się, że trzeba będzie ją specjalnie dla nas zamówić przez radio. Szlak przez dżunglę jest juz zamknięty, a wszystkie inne łodzie są już zarezerwowane. Na nasz morski transport czekamy około 20 minut. W między czasie obserwujemy i bawimy się z makakami biegającymi po plaży. W końcu przypływa łódź, która zabiera nas do Sabang.
Za transport płacimy 600 pesos, czyli 150 pesos od osoby (około 11 PLN). Słońce już chyli się ku zachodowi. Obiad jemy w tej samej sprawdzonej knajpce. Tym razem próbujemy owoców morza i znów się nie zawiedliśmy. Wszystko jest bardzo dobre. Za cały obiad (2 dania) z napojami płacimy po 150-200 pesos.
Wieczorem znów kąpiel w morzu i odpoczynek... To ostatni pełny dzień na Palawanie. Już jutro kolejne loty. Tym razem przez Manilę lecimy do melezyjskiej części wyspy Borneo!
komentarze
- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres