Co na niewielkim skrawku porośniętej dżunglą wyspy Borneo robi bardzo bogaty niewielki sułtanat? Odpowiedź jest prosta - ropa naftowa i gaz. Bogactwo kraju wynika przede wszystkim z obecności dużej ilości drogich surowców naturalnych na niewielkim obszarze zamieszkanym przez niewielką liczbę mieszkańców. Sułtani dbają o swoich obywateli. Bezpieczeństwo, edukacja, porządek a nawet... ociekające złotem meczety.
Do centrum stolicy Brunei - Bandar Seri Begawan dojeżdżamy miejskim autobusem, który już czeka na nas przed budynkiem terminalu promowego. Jak właściwie codziennie - jest bardzo gorąco. Prawdopodobnie około 35 stopni w cieniu.
Wysiadamy na głównym dworcu autobusowym w samym centrum miasta. Pierwsze zadanie - priorytet to znalezienie jak najtańszego noclegu. Mamy obawy, ponieważ w internecie (strony typu Hostelbookers.com) najtańsze opcje kosztowały od około 100-150 PLN za osobę za noc. Trafiamy do biura podróży. Szybko dowiadujemy się, że w okolicy jest youth-hostel w cenie 10 bruneiskich dolarów za noc. To tylko 25 PLN. Bomba! Pytamy jeszcze o jutrzejszy autobus do Miri i ruszamy w stronę hostelu z nadzieją, ze będą miejsca. Docieramy tam po około 10 minutach spaceru. Budynek wygląda na szkolne centrum sportowe - akademik. Są miejsca! Płacimy po 10 dolarów i lokujemy się w pokojach. Osobne części budynku dla mężczyzn i kobiet, tak więc się rozdzielamy. Kolejne punkty programu to zakup biletów autobusowych do Miri w Malezji oraz znalezienie jakiegoś fajnego miejsca z lokalnym jedzeniem. Bilety do Miri udaje nam się kupić w biurze podróży, w którym już dzisiaj byliśmy. 18 dolarów (około 47 PLN) za czteroipółgodzinną jazdę. Nie jest źle. Po drodze w poszukiwaniu miejsca gdzie zjemy, zwiedzamy miasto. Trafiamy na nabrzeże.
Przed naszymi oczami ukazuje sie największe na świecie miasto domów na wodzie. Słońce właśnie zachodzi. Nie będziemy mieć już okazji wynająć łódki i zwiedzić to niezwykłe miejsce od środka. Ruszamy w dalszy spacer po mieście. Docieramy do meczetu Sułtana Omara Ali Saifuddina. Robi naprawdę duże wrażenie! Główna kopuła świątyni pokryta jest prawdziwym złotem.
Co odrazu zwraca naszą uwagę. Ulice Bandar Seri Begaawan są właściwe zupełnie puste. Jakiegokolwiek przechodnia mijamy może raz na kilka minut. Wygląda na to, że wszyscy jeżdżą samochodami, albo są w domu, albo... jedzą. Docieramy w końcu do klasycznego azjatyckiego "food court" czyli miejsca w którym zgromadzone jest kilka, kilkanaście, a czasem kilkadziesiąt i więcej restauracji / barów.
Pierwsze miejsce poza dworcem autobusowym gdzie widzimy większa ilość ludzi na raz. Według starej, sprawdzonej metody wybieramy miejsce w którym siedzi najwięcej ludzi. Jedzenie jest tanie i dobre. Za ryż z potrawą z mięsa (mała porcja) trzeba zapłacić tylko półtora dolara (około 4 PLN). Próbujemy kilka dań. Po tej azjatyckiej uczcie, zmęczeni wracamy do hostelu. Przy recepcji niespodzianka. Spotykamy pierwszych europejczyków od czasu przyjazdu do Brunei. Zgadnijcie z jakiego kraju. Polacy oczywiście. Para studentów z Warszawy. Wymieniamy się wrażeniami co do miasta. Okazuje się, że na jutro kupiliśmy bilety na ten sam autobus do Miri. Późnym wieczorem wybieramy się na jeszcze jeden spacer po Bandar Seri. Tym razem zakupy i skorzystanie z internetu. Ulice jeszcze bardziej puste. Więcej ludzi tylko przy głównej ulicy, tam gdzie kawiarenki, restauracje. W samym "downtown" miasto sprawia wrażenie europejskiego.
Następnego dnia znów musimy wstać rano. O 8:00 planowany wyjazd autobusu do Miri. Planowany czas podróży - cztery i pół godziny. Na szczęście mało pasażerów. Można zająć po dwa miejsca i uzupełnić niedobory snu z poprzedniej nocy. Autobus po drodze zatrzymuje jeszcze w jednym mieście w Brunei, a potem już granica z Malezją. Stempelki do paszportu i jedziemy dalej. Miri to spore jak na Borneo miasto położone około 30-45 minut jazdy od granicy z Brunei. Jak się potem dowiadujemy, miasto prosperuje przede wszystkim dzięki okolicznym złożom ropy naftowej.
Dla nas to przede wszystkim kilkugodzinny punkt przesiadkowy w drodze na Półwysep Malajski do stolicy Malezji - Kuala Lumpur. Szybko się jednak okazuje, ze nasz około 7-godzinny pobyt będzie jednym z fajniejszych rozdziałów naszej całej podróży! A wszystko to dzięki ludziom których tam poznaliśmy. Pół roku temu podczas mojej podróży Tanimi Liniami Dookoła Świata, w Singapurze poznałem Malezyjkę z Miri - Peiyee. Kontakt mamy do dzisiaj. Peiyee mieszka w Kuala Lumpur. Dowiadując się o naszym krótkim pobycie w Miri, dała nam kontakt do swojej koleżanki z Miri - Jessy. Na spotkanie z nami Jessy przyjeżdża w umówione miejsce samochodem ze swoim chłopakiem Eiwan'em. Myśleliśmy, że nasze spotkanie będzie polegało na wyjściu na wspólny obiad i może jakiś wspólny spacer po mieście. Tym czasem nasi przesympatyczni gospodarze z Miri przez 7 godzin obwiozą nas po wszystkich najciekawszych miejscach w mieście. Chyba nie trudno się domyślić, że w Azji takimi "najciekawszymi miejscami" bardzo często są restauracje / bary, w których można spróbować najlepszej lokalnej kuchni. Nie ukrywamy, że w takie miejsce bardzo chcieliśmy trafić. Mamy szczęście, chłopak Jessy tro prawdziwy koneser i pasjonat lokalnej kuchni! Najpierw ruszamy na klasyczny obiad. Na stole ląduje około 5-6 potraw do dzielenia się i próbowania.
Smaki sa rewelacyjne! Klu programu to lokalna słynna zupa Bak Kut Teh. To nie Filipiny... Do przygotowania tego specjału korzysta się z aż 25 przypraw! Eiwan jest niesamowity kiedy opowiada o jedzeniu! Potwierdza się wizerunek Azjatów, dla których jedzenie to niemal religia :). Kolejny przystanek to miejsce gdzie serwowane są miejscowe desery. Kolejne pole do popisu dla naszych sympatycznych gospodarzy! Eiwan z wielkim skupieniem dokonuje wyboru z menu. Chce byśmy mogli spróbować wszystkiego co najlepsze. I tak na stole pojawiają się miseczki z lodami (wodnymi - coś w rodzaju amerykańskiego shaved ice) w różnych smakach. Nie mogło oczywiście zabraknąć największego klasyku - czyli czerwonej fasoli. Pojawiają się też "dania główne". Jesteśmy w lekkim szoku. Jednym z klasycznych miejscowych deserów są posypane zmielonymi orzechami kawałki smażonych słodkich ziemniaków, tofu, kałamarnic (!!) z gęstym słono-słodko-ostrym sosie z sosu sojowego i chili! Pozostałe "dania główne" w podobnym stylu :)
O dziwo zjadamy wszystko ze smakiem! Nie za bardzo do przejścia był tylko ten deser z kałamarnicą ale i tak zjedliśmy ;) Jesteśmy na drugim końcu świata, na Borneo! Nie spodziewajmy się szarlotki z bitą śmietaną i lodami :) Po tych niezwykłych posiłkach nasi gospodarze zabierają nas na największy targ położony tuż za granicami miasta. Handluje tam dużo tak zwanych "natives" - czyli lokalnych mieszkańców. Ciekawie jest poznać społeczność, która jeszcze stosunkowo niedawno zamieszkiwała dżunglę Borneo.
Na targu mnóstwo lokalnych produktów, których na próżno szukać w Polsce czy w ogóle w Europie. Na szczęście jest Eiwan i Jessy. Co chwila zatrzymujemy się przy kolejnym stoisku i dowiadujemy się co jest co. Na targu bardzo dużo warzyw i owoców. Wiele z nich mamy okazję spróbować po raz pierwszy w życiu. Próbujemy między innymi króla malezyjskich owoców - duriana. To kontrowersyjny owoc słynący z bardzo "charakterystycznego" zapachu i smaku. Króla jednak nie można obrazić - jemy! :)
Po wizycie na targu nasi przemili gospodarze zawożą nas prosto na lotnisko. Nie chcieli słyszeć o jakimkolwiek sprzeciwie z naszej strony. Widać, ze oprowadzanie nas po ich rodzinnych stronach to dla nich szczera przyjemność. Malezyjczycy są naprawdę gościnni!
Lot do Kuala Lumpur zaplanowany na godzinę 19:00. Na lotnisku stawiamy się kilka minut po 17:00. Polecimy Air Asią - malezyjską linia lotniczą, która już od kilku lat z rzędu wybierana jest jako najlepsza tania linia lotnicza na świecie.
komentarze
- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres